Twoje ciało to pojazd, którym podróżujesz w cudownej podróży, zwanej życiem.
To Ty decydujesz jakim paliwem go napędzasz, jak długo będzie Ci służył i czy będzie wymagał ciągłej naprawy – nie wkładaj w niego śmieci.
Nie daj się zwieść idiotycznym tradycjom, nie daj się zaszytym Ci w dzieciństwie programom.
Kultywuj tradycje, które nie niszczą twojego pięknego pojazdu.
Kochamy tradycje. Nie zastanawiamy się nad nimi, ale je kochamy. Dlaczego tak je lubimy i dlaczego tak żarliwie bronimy coś czego tak naprawdę nie rozumiemy? Czy to aby nie zwykłe usprawiedliwienie naszego nałogu?
Tradycji mamy przeróżnych tysiące, ale czy wszystkie tak gorliwie kultywujesz? Czy aby tylko te, które wybiórczo Ci pasują?
Tłusty czwartek. Czy ktokolwiek z was zastanawiał skąd wzięła się ta ta tradycja i co ona miała tak naprawdę na celu?
W kulturze słowiańskiej, w czasach przedchrześcijańskich był zwyczaj ucztowania podczas wszelkich świąt i godów na chwałę naturze. Zazwyczaj nasi przodkowie przygotowywali swoje smakołyki z myślą o ofiarach dla Bogów, to był główny cel. Aby Bogowie byli zadowoleni, bo jeśli będą zadowoleni, będą nam przychylni i wszelkim dobrem obdarują. . Jednakże porównując co jedli nasi przodkowie, a co my jemy dzisiaj to lata świetlne jeśli chodzi o to ilość i o jakość. Mało kto dzisiaj wie, że nasi sławiańscy przodkowie byli jaroszami, nie jadali mięsa. Na co dzień jednak odżywiali się tym co natura dla nich przygotowała i bardzo skromnie. Chleb pieczony był w każdym domu, ze zboża pochodzącego z własnych upraw, wielka ilość ziół, owoce, warzywa, to stanowiło ongiś nasze pożywienie. Nasi przodkowie żywili się plonami ziemi, które były wówczas nie skażone, były zdrowe, piękne i co najważniejsze własne, dopieszczone słońcem i miłością gospodarzy. Wszelkie mięsa przyszły do nas od Germanów. (Pod postem umieszczam link dla wszystkich niedowiarków, którzy sądzą, że sławianie jadali zwierzęta. Sławianie czcili i kochali wszystko co żywe, nawet robaczka nie wolno było zdeptać, wszelkie stworzenie było święte).
Ale powróćmy do owej czwartkowej tradycji.
Tradycja zabaw w ostatnim tygodniu karnawału wywodzi się jeszcze z wczesnych uroczystości związanych z kończącą się zimą i nadejściem wiosny czyli naszymi sławiańskimi Jarymi godami. Te cudowne czasy niestety zakończyły się kiedy nasz kraj siłą i krwią naszych przodków zabrali nam najeźdźcy kościoła.
Wraz z nastaniem chrześcijaństwa pojawił się Tłusty Tydzień – okres wielkiego obżarstwa i zabawy. Ostatnie dni karnawału nazywano wówczas mięsopustem, zapustem lub ostatkami. Mięsopusty, poświęcone były biesiadom, tańcom, wesołości i pijatyce. Wyraz sam powstał z dwóch: mięsa i opust czyli pożegnanie, opuszczenie na cały czas Wielkiego postu.
Na mięsopust zapraszali się i zjeżdżali bogatsi dla wspólnej zabawy, a lud ubogi schodził się na piwo, gorzałkę i taniec do karczem wiejskich. najweselszym był właśnie ostatni tydzień karnawału, jedzono wówczas i pito, jakby chciano na zapas zaspokoić apetyt i pragnienie przed nadchodzącym czterdziestodniowym postem. Ale były i takie porzekadła: „Post odrzucają, ale mięsopusty od czarta wymyślone bardzo pilnie zachowują.“ Grzegorz z Żarnowca mówił: „Większy zysk czynimy djabłu, trzy dni rozpustnie mięsopustując, aniżeli Bogu, czterdzieści dni nieochotnie poszcząc.“
W okresie tego mięsopustu wyróżniał się właśnie ostatni czwartek przed Wielkim Postem, w tym dniu szykowano obfitsze i bardziej tłuste tzw. kreple (pączki). Natomiast po wsi chodzili przebierańcy, rozweselając napotkanych ludzi. Początkowo stoły zastawiane były tłustymi kiełbasami, kaszą, słoniną, boczkiem i wódką. Najważniejsze, aby było jak najwięcej, jak najtłuściej i jak najweselej. Ówczesnymi pączkami były kulki z chlebowego ciasta, smażone na smalcu i nadziewane słoniną. Później nastały pampuchy i racuchy.
Zapustowe pieczywo, smażone było, podobnie jak współczesne pączki, w głębokim, gorącym tłuszczu, najczęściej na smalcu. Jednak w uboższych domach nie smażono ich w głębokim tłuszczu, ponieważ nie było go pod dostatkiem. Tam pampuchy pieczono w piecu chlebowym lub smażono na blasze. Aby jednak zachować tradycję jedzenia tłusto, pączki podawano okraszone skwarkami. Po tłustym tygodniu następował 40 dniowy ścisły post i tu był właśnie główny cel tradycji czwartkowej.
Czy już rozumiesz?
Sam tłusty czwartek był niegdyś zwany Combrowym Czwartkiem. Tak wynika przynajmniej z legendy, tłumaczącej genezę samego święta. Podobno Combrowy Czwartek wziął swoja nazwę od Combra – burmistrza Krakowa, który żył w XVII w. Zapisał się w pamięci mieszkańców jako człowiek walczący z przekupkami handlującymi na krakowskim targu. Był on podobno niezwykle surowy a nawet niesprawiedliwy i kiedy tylko znalazł okazję, wyznaczał handlarkom wysokie kary za niewielkie uchybienia. Było nawet powiedzenie „Pan Bóg wysoko, a król daleko, któż nas zasłoni przed Combrem” Podobno zły burmistrz zmarł właśnie w czwartek. Kiedy wieść o jego śmierci rozeszła się po mieście, handlarki zaczęły hucznie świętować i obdarowywać przechodniów. Od tej pory dzień ten nazywano w Krakowie Combrowym Czwartkiem.
Krakowskie przekupki
Po śmierci złego burmistrza w każdą rocznicę śmierci przekupki na targu urządzały więc huczną zabawę i tańce. Spośród swojego grona wybierały marszałkową i dzieliły się na grupy zwane rotami. Wspólnie kupowały gorzałkę, a także opłacały muzykantów. Następnie za krzywdy doznane z ręki Combera brały odwet na wszystkich mężczyznach przechodzących przez rynek. Tańcowały nawet w największym błocie. Każdego mężczyznę ciągnęły do tańca. Chudeuszowie i hołyszowie dla jadła i napitki sami narażali się na złapanie, jednak bardziej dystyngowani dżentelmeni woleli się opłacić niż po błocie tańczyć. Przekupki upodobały sobie zwłaszcza kawalerów. Stroiły ich w słomiane wieńce i kazały ciągnąć przez rynek kloce drewna. Była to kara za to, że wywinęli się od małżeńskich obowiązków. Panowie musieli tańczyć dopóki nie wykupili się brzęczącą monetą. Comber w Krakowie był urządzany aż do 1846 roku, gdy władze austriackie zabroniły jego obchodów.
Jeśli chodzi o późniejsze słodkie pączki, nie wiadomo, skąd dokładnie do Polski przywędrowały. Możliwe, że przysmak ten zapożyczyliśmy z terenów tureckich lub z Wiednia. Pewne jest, że zadomowiły się na stałe w polskiej tradycji, kulturze, no i oczywiście kuchni.
Dzisiaj pączek składa się z pulchnego drożdżowego ciasta wypełnionego marmoladą. Jednak niegdyś taki nie bywał. Jędrzej Kitowicz zanotował: Staroświeckim pączkiem trafiwszy w oko, mógłby je podsinić, dziś pączek jest tak pulchny, tak lekki, że ścisnąwszy go w ręku, znowu rozciąga się i pęcznieje, jak gąbka do swojej objętości, a wiatr zdmuchnąłby go z półmiska.
Tak oto w wielkim skrócie wygląda tradycja tłustego czwartku.
Tak więc kochani moi jakie mamy z tego wnioski, zastanówmy się teraz czy tradycja niezdrowego obżarstwa jest dobrą tradycją? Czy warto powielać tradycje, które doprowadzają nasz gatunek do zguby? Zważywszy przede wszystkim na fakt, że nasi przodkowie nie jedli od rana do nocy na co dzień, tak jak my, a ucztowali tylko od święta. A sam post był ściśle przestrzegany. Oraz na fakt, że jadali dużo zdrowiej niż my obecnie.
Czy możemy się dzisiaj z nimi porównywać? Czy chcemy już całkowicie pozbawić nasze dzieci zdrowia? Z pokolenia na pokolenia rodzimy się jest coraz słabsi, co pokolenie to nasze gruczoły są bardziej zdegradowane. Coraz więcej dzieci rodzi się dziś z chorobami cywilizacyjnymi, co niegdyś nie miało miejsca.
Czy to nie my jesteśmy za to odpowiedzialni. Wiem, że to zabrzmi okropnie, ale zdrowa matka rodzi zdrowe dzieci. To, że wydaje ci się, że czujesz się świetnie i jesteś zdrową osobą, nie oznacza że nie masz obciążeń genetycznych, wszyscy je mamy. Skąd?
Od naszych przodków. Tragedia żywieniowa rozpoczęła się u nas odkąd człowiek zaczął zabijać swoje pożywienie ogniem i przestał spożywać gatunkowo przystosowane dla nas pożywienie czyli owoce na rzecz przetworzonego pokarmu. Taka jest prawda i należy spojrzeć jej prosto w oczy. Dziś mało kto z nas może odżywiać się swoim gatunkowym pokarmem, czyli owocami, nasze ciała tak się zdeformowały, że nie zawsze sobie z nim radzą. Nasze gruczoły są osłabione, coraz trudniej trawimy surowy pokarm, nasze trzustki są coraz słabsze, nasze ciała coraz bardziej zaśmiecone. To jest zatrważające, czy to nie wystarczające powody aby to zmienić?
Jak widzicie kochani nasi przodkowie kultywowali WSZYSTKIE tradycje, nie wybiórczo. Po tym tłustym szaleństwie następował ścisły post.
Czy ten również kultywujesz? Czy tylko ten, który Ci pasuje?
Stwórzmy nową tradycję, niech będzie nią powrót do naszych korzeni, do natury. Uzdrówmy nowe pokolenia. Dajmy naszym dzieciom możliwość życia w zdrowiu. Dajmy im szansę! Nie skazujmy ich na dożywotnie faszerowanie się lekami i sponsorowanie koncernów farmaceutycznych. Zróbmy wszystko aby nasze dzieci przekazały swoim, że odżywianie jest podstawą dobrego zdrowia. Uczmy ich, że dieta to klucz do wspaniałego samopoczucia. Uczmy je miłości do owoców już od najmłodszych lat, zanim zaśmiecimy ich ciała przetworzonym sztucznym pokarmem. Im młodsze dziecko tym łatwiej to zrobić, bowiem dzieci rodzą się z instynktem, który zawsze podpowiada im, że to owoc jest pyszny, one wiedzą, to co u nas już się zatraciło.
Dziecko ZAWSZE wybierze owoc jeśli ma wybór. Nie wybierze pajdy chleba, nie wybierze kotleta, wybierze kolorową, soczystą brzoskwinię, wybierze instynktownie to co w jego oczach jest piękne, a w ustach rozpłynie się rozkoszą słodkości.
Zmieniajmy tradycje, zmieniajmy ten zepsuty, upadający świat! Póki nie jest za późno!
I jeszcze skład pączka – smacznego !
Alternatywa od Dziewanny dla śmieciowych pączków:
https://magicznyzielnikdziewanny.wordpress.com/2020/02/17/witarianskie-surowe-paczki/
https://magicznyzielnikdziewanny.wordpress.com/2019/07/08/raw-makowiec-dziewanny/
Pozdrawiam z miłością Dziewanna.
Sławianie byli jaroszami https://polona.pl/item/jarstwo-i-welniarstwo-w-dziejach-slowianszczyzny,MTU1MDk3NjY/10/#info:metadata